czwartek, 7 maja 2015

"Lizaki" wołowe ze szczawiem z grilla


Maj to sezon na grilla i na świeże zioła. 
Jako mała dziewczynka zbierałam szczaw na zupę po łące. 
Chciałam go wykorzystać w innej postaci i powiem szczerze, sprawdził się jako dodatek do mięsa. 
Zrobiłam dla męskiej części mojej rodziny "lizaki" z łopatki wołowej a ja zadowoliłam się rolowanym bakłażanem, który pokażę w następnym poście. 



SKŁADNIKI:

3 plastry wołowej łopatki w formie plastra
pieprz 
oliwa z oliwek
3 plastry szynki np. parmeńskiej
garść liści szczawiu lub szpinaku
estragon (świeży będzie najlepszy, ale suszony też da smak)
pomidorki do dekoracji
musztarda


PRZYGOTOWANIE:

Plastry łopatki rozbij cieniutko, posyp estragonem i polej oliwą, rozsmaruj, posyp młotkowanym pieprzem. Na mięsie ułóż kilka liści szczawiu, połóż na wierzchu plaster szynki, ciasno zroluj. Ostrym nożem potnij na równe ok. 1 cm krążki, połóż na płasko i drewnianym patyczkiem nabijaj na patyk. Wykonaj to z pozostałymi plastrami.
Z pozostałych bocznych części roladki zrób pojedyncze "lizaki"  i nadziej na wykałaczki. Wyjdzie ok 6 sztuk. Grilluj dość krótko. Po grillowaniu posyp delikatnie szczyptą soli.

Moja rada: 1. uważaj aby liście szczawiu się spaliły.
                 
Podawaj z pomidorkami, szpinakiem, oliwkami, kaparami lub sosami do maczania lub swoją ulubioną sałatką.


poniedziałek, 4 maja 2015

Cztery dni w Wenecji mój punkt widzenia



Piękna jesteś Wenecjo! Trzeba tu być. Nie ważne w jakim wieku jesteś i kiedy chcesz zobaczyć to miasto ale trzeba  zobaczyć!
Opowiem Wam jak ją zwiedzać. To będzie mój sposób, a raczej nasz. Opowiem o zaletach ale także o wadach - szczególnie gastronomii. 
Niestety. Nie popisali się Włosi. Jedynie pizza, lody i kawa nie zawiodły.

Nie zawiodła też kultura i zabytki. Miasto całe.

Cztery dni wystarczyły, ale zostałabym dłużej. 


Nasz hotel. Locanda Casa Querini. W przystępnej cenie, ze śniadaniami. Tylko pięć pokoików. Kameralnie. Cicho. Ślepa uliczka, turysta tu się raczej nie zapuści. Goście to prawie sami amerykanie. W cichym miejscu 5 minut od Placu San Marco.
Minusem było to, że okno sąsiedzkie było w odległości metra od naszego okna. W pokoju było w nim dość ciemno, ale my wychodziliśmy z domu rano, a wracaliśmy w nocy.


Most westchnień.
Przepływając tu koniecznie się trzeba pocałować się z partnerem. Tak też uczyniliśmy, a nawet dostałam pierścionek- nieoczekiwanie;)


Dziedziniec Pałacu Dożów. 


Jeden w wielu malowniczych, bajkowych kanałów. 


Canal Grande


Widok z mostu Rialto 
Ponte di Rialto





Galeria sztuki współczesnej.



Jeden w wielu kanałów


Sympatyczna rozmowa z rzemieślnikiem. To było fantastyczne zobaczyć jak ręcznie wykonuje się maski na karnawał. Mistrz zachwalał swoją ręczną robotę i narzekał na chińskie wyroby z plastiku. 


To wszystko ręczna robota. Koszt maski od 25 euro - warto za taki oryginał zapłacić.


Wieża zegarowa Torre dell' Orologio 


Nasz gondolier Bruno uwiecznił nas na gondoli. Opowiadał nam po włosku o zabytkach, które mijaliśmy. Coś tam zrozumieliśmy, resztę doczytaliśmy z przewodnika:)

Koszt 35 minutowej przeprawy po kanałach 80 Euro do 18:00, potem 100 Euro.


Na targu w Rialto można było zobaczyć stwory morskie. Te których nie znałam. Długie, płaskie srebrne ryby bez łusek.


Szkoda, że nie mogłam ich spróbować


Targ Rialto 


Targ Rialto 


Potem popłynęliśmy na wyspę Lido. Przewodniki opisują, że są tu najpiękniejsze plaże. Sprawdziliśmy. Osoba, która zachwalała plaże w przewodniku chyba nie widziała plaż bałtyckich ;)
Może szerokie są, ale najpiękniejsze na pewno nie. Piasek szarobury, przy brzegu  trzeba poruszać się w butach ochronnych, bo potłuczone muszle mogą się wbić w stopy. Dość szeroki pas muszlowego piasku do brzegu.
Niemniej jednak to bardzo piękna wyspa ze specyficznym klimatem. Bardzo dobre restauracje, pyszne świeże ryby i ceny niższe niż w Wenecji.


Po wyspie Lido można poruszać się wszystkim. Autobusem ( i tu pasują wszystkie bilety na komunikację miejską), Vespą (własną oczywiście;)), a rowerami za opłatą. 


 Podeszliśmy też do Cinema miejsca gdzie odbywa się  Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji.

Miejsce mnie nie zachwyciło. Wygląda tak:

Międzynarodowy festiwal filmowy w Wenecji uchodzi za najstarszą imprezę filmową na świecie. 



PODSUMOWANIE:

Najgorsza restauracja kilka minut od Bazyliki San Marco ACIUGHETA
na
Campo SS. Filippo e Giacomo - Castello 4357 Venezia 

Omijacie ją szerokim łukiem. Kiedy zobaczyłam kurczaka z frytkami myślałam, że będę  stamtąd wiać. Ale tego było mało. Moja dorada była okolona starymi, twardymi ziemniakami i starą grillowaną papryką - wstyd byłoby mi podać coś takiego, czegoś takiego nie jadłam.

Che figura! 

Zapłaciliśmy za to 40 euro!!!!

Kolejnego dnia poszliśmy do:

 Riva dei Schiavoni

Lepiej. Ale moje risotto z rukolą było mega słone. Byłam tak głodna, że nie oponowałam. Zagryzałam niesłonymi krewetkami. 

Zapłaciliśmy 50 euro za 2 dania i wodę. Do rachunku doliczono nakrycie - coperto 4 euro i 12% obsługi.

Reasumując, ja osoba bezglutenowa musiałam zdać się na pizzę, bo świeża i chrupiąca.

Zdarza się, że restauracje mają menu turystyczne i to jest w porządku. Inne informują, że nie pobierają opłat za coperto.


Następnym razem poszukamy mieszkania z aneksem kuchennym, aby na kolację zjeść świeże produkty zakupione na targu w Rialto.



Nie zawiedzie Was: kawa, pizza i lody oraz restauracje w na wyspie Lido.

Zwiedzanie: 

Pałac Dożów i Piazza San Marco najlepiej zwiedzać z samego rana. tzn otwierają od 9:45 i o tej porze najlepiej podejść. 

Tak zrobiliśmy intuicyjnie i to się sprawdziło. Kolejki do zabytków kiedy przyjeżdżają wycieczki jednodniowe są ogromne.

Do Bazyliki wchodzi się za darmo, ale w środku chcąc coś zobaczyć trzeba płacić 5 i 3 euro za obiekty. 

Potem można "zniknąć" w uliczkach z kanałami, gdziekolwiek się nie pójdzie zawsze natrafi się na zabytkowy kościół lub palazzo.

Mnie najbardziej podobał się przepływ tramwajem Vaporetto po kanale Canal Grande - obowiązkowo trzeba to zrobić.
oraz Galeria Peggy Guggenheim.