Pełnia lata. Spędzamy wakacje w Andaluzji. Wypożyczamy samochód na kilka dni. Zachęceni przewodnikami turystycznymi zwiedzamy położone niedaleko portugalskie wybrzeże Algarve. Pierwszy przystanek: Tavira. Brak problemów z zaparkowaniem. Mimo wysokiej temperatury czuję lekki podmuch wiatru. Przyjemny. Tavira według przewodników to najładniejsze miasto w regionie. Mija nas lokomotywa pełna zadowolonych turystów. Zapowiada się dobrze. Patrząc w górę widzę piękny kościół. To kościół Santa Maria do Castelo z XII wieku. Wspinamy się po schodach aby zbliżyć się do świątyni. Osiągamy cel.
Kościół Santa Maria do Castelo datowany na XII wiek.
Kilka kroków dalej widzimy mury i ruiny zamku. Otwartą bramą wchodzimy do środka.
Ruiny zamku Castelo de Tavira, którego powstanie datuje się na VIII w n.e.
Przed nami strome schody, którymi wspinamy się na mury zamku. Z niego rozpościera się najpiękniejszy widok na miasto.
Białe, estetyczne budynki, przepiękne architektonicznie, błękitne niebo, tętniące życiem ulice wzdłuż rzeki Gilao.
Schodzimy w dół w kierunku rzeki. Idziemy instynktownie. Mijamy dolne zabezpieczone ruiny zamku. Dowiadujemy się z tablicy informacyjnej, że trwają prace rekonstrukcyjne. Zaglądam przez metalowy płot z ciekawością. Widzę zarysowane jeszcze komnaty z grubego kamiennego muru. Przenoszę się w wyobraźni do czasów fenickich. Na dworze skwar a w murach zamku panował przyjemny chłód. Do ruin zaczynają przylepiać się kamienice. Ciągną się szeregiem wzdłuż wąskiej ulicy. To bardzo bliskie sąsiedztwo z zamkiem. Ciekawe czy w tamtych czasach tak blisko mieszkali zwykli ludzie?
Most na rzece Gilao pochodzi z czasów rzymskich.
Skręcając w prawo trafiliśmy do baru Nossa. Głośno zastanawiamy się co zjeść i zamówić. Nagle z wewnętrznego pomieszczenia wyszedł mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy i powiedział: "po polsku też można".
Rozmawiamy z nim długo. Pytamy o region, o typowe dania. Zapytałam też jak to się stało, że jest tutaj. Opowiadał, a ja byłam zachwycona jego znajomością języka polskiego.
Zamówiłam bruschettę z łososiem
i z suszonym tuńczykiem.
Idąc dalej jedząc lody uciekamy od słońca do maleńkiego parku nad rzeką. Siadam na kolorowej ławeczce. Coś mówię do męża po polsku. Pewien mężczyzna przechodzący z żoną pyta "what? Odpowiadam mu, że to nie do niego, tylko do męża i że mówię po polsku (mąż w tym czasie kadruje most). Mężczyzna po chwili namysłu mówi: znam Wałęsę, poznałem go w latach 70 w Rzymie. Nosił znacznik "Solidarność" w klapie marynarki. Odpowiadam mu "Do dzisiaj nosi" z dumą. Choć nie jestem 100% pewna, bo znacznik jest dziś inny.
Przepiękne wąskie uliczki Taviry.
Wiele z budynków z charakterystycznymi elewacjami wyłożonymi płytkami typowymi dla Portugalii.
Z Taviry udaliśmy się na plaże Algarve